Chitwan

No i juz co prawda wyjechalismy z Saurahy i jestesmy w Kathmandu, ale kila slow o raju na ziemi.
spedzilismy tam boskie 3 dni, gdzie relaksowalismy sie baaaardzo intensywnie. przez pierwszy dzien lazilismy po lasach szukajac zwierzat i plywajac po rzece, drugiego tylko bylismy na sloniowym safari.

Zaraz po dojechaniu do Chitwan National Park, ktory znajduje sie na poludniowym skrawku Nepalu, zostalismy zaprowadzeni nad rzeke, ze moze uda si spotkac nosorozca (tam owe zyja, obok krokodyli lokalnych, tygrysa bengalskiego, masy ptactwa, i innej fauny). No i rzeczywisciew, po 20 minutach zobaczylismy 15-letniego samca, ktory spokojnie brodzil sobie po wodzie i pasl sie w rzece. zupelnie sobnie nic z nas nei robil - smialam sie, ze on tego dnia zadecydowal, ze pooglada czlowiekow.
nastepnego dnia wykupiluismy wycieczke, rano plywanie po rzece, potem spacer po lesie, na koncu safari. No i w czasie spaceru zobaczylismy 2 krokodyle wygrzewajace sie na brzegu (Zocha zlapala pijawke na noge...) i tyle. bylismy ciut rozczarowani, ale nie mozna myslec, ze za kazdym razem zobaczy sie fenomenalne okazy.
Na safari zostalismy wynagrodzeni. jezdzilismy na sloniach, my z Zocha i chlopcy na drugim (mja wiele ladnych zdjec z dupa owego slonia), i po ok 30 minutach przewodnicy natkneli sie na pasaca sie samice z mlodym. dawno tylu zdjec na raz nie zrobilam, ale warto bylo. miala nas za slonie, nie uciekala, mogly slonie podejsc bardzo blisko. a maluch mial ok 4 miesiace, byl jak z gumy!!! cos uroczego - de facto jest paskudnym zwierzeciem, ale :)

podroz do Kathmandu to jak zwykle igranie z zyciem - drogi specyficzne, kierowcy graja w pokera non stop, swietnie bluffujac, a nas dodatek do pokania przelecz, nie wiem na ilu metrasch, sadze ze na ok 1600 mnpm, serpentyny to malo powiedziane.

O Kathmandu nastepnym razem!

Komentarze (0)