No i stalo sie,
wreszcie udalo sie nam spotkac lokalnych ludzi, ktoirzy wzieli nas do siebie do domu, poznalismy rodziny (mocno mafijne na oko, ale to drobiazg), zjedlismy tradycyjna potrawe Newarska - tak, Newarska, nie nepalska, bylismy u Newarow z Bhaktapur (jednego z piekniejszych miejsc w Nepalu), kltorzy mowia swoim jezykiem, sa nepalczykami, ale wazniejsze jest, ze sa newarami.
kolacja skladala sie z ryzu, przedobrego szpinaku, kalafiora na ostro (tak musze sama zaczac robic w domu) i kozliny (tak, wszyscy ja zjedlismy), oraz omleta na przystawke z owocami i slodkiego serka na deser.
ja zostalam ubrana w lokalny stroj Newarskiej kobiety - dosc tradycyjny, nazywa sie Haku Patasi, podobno wuygladalam pieknie...
jedlismy na podlodze, palcami! bylo bosko. poza tym, ze czulam sie jak w zoo, bo cala rodzina Sandesha, kolesia ktory nas zaprosil przyszla nas poogladac, ale zupelnie nam to nie przeszkadzalo. pilismy do tego lokalne wino - smakuje jak klasyczny ziolowy bimber, oraz lokalne, domowej roboty piwo, ktore smakuje jak zepsuty i kwasny cider :)
mam Sandesha ubrala mnie w ten tradycyjny stroj, o ktorym mowilam wczesniej, wygladalam, jakbym miala 80 lat i ze 120 kg na sobie, ale bylo super!
dom newarow - inna bajka, nie da wie tego na szybko opisac, poza tym ze tylko ja sie tam miescilam ze wzrostem, cala reszta byla za wysoka :) podloga gliniana, w kocie kuchni powinien stac piec gliniany, ale juz jest butla gazowa, wiec...
mama - kompletnie tradycyjna, tata - tzw jebaka, zloto na palcach, kajdan na neku (syn tez by chcial, ale jeszcze mu na szczescie daleko), wujek tez jebaka, ciotki mocno odklejone ale newarskiej. opary absurdu byly niezle, przejedlismy sie niezle (u newarow grzecznie jest poprosic o dokladke, nawet jezeli juz nie masz miejsca w brzuchu (Marek przepraszal swoj zoladek za krzywde, jaka mu zrobil...).
ja bylam zachwycona kolacja! :)
potem pojechalismy do Nagarkot, punktu widokowego, gdzie teoretycznie mielismy zobaczyc Sagarmathe (mt Everest po nepalsku) oczywiscie byla taka mgla, ze nic nie widzielismy, ale za to impreza z chlopakami byla przedania :)
dzisiaj Kathmandu, ostatni dzien, ostatnie zakupy prezentowe, jutro lecimy do Delhi - polowa ekipy nie ma ochoty (ja i Marek), wolelibysmy zostac w Nepalu i poszwedac sie po okolicy ze 2 dni, Taj Mahal stoi juz dlugo, wiec mogloby poczekac, ale mamy bilety, wiec nie mamy wyjscia.....
m